środa, 24 grudnia 2014

Co zrobić, gdy jakaś maska nie sprawdza się do końca na naszych włosów i nie widać zbytnich efektów po jej użyciu? Można ją stuningować dodając jakiś półprodukt, czy dodatek. Od niedawna suplementuję się spiruliną i postanowiłam dosypać ją do Kallosa Al Latte, który nic specjalnego z moimi włosami niestety nie robi. O efektach stosowania spiruliny wewnętrznie napiszę za jakiś czas, a tymczasem kilka słów o jej działaniu zewnętrznym.

Spirulina to algi morskie. Czuć to wyraźnie w ich morskim, gloniastym zapachu. Trzymając ją na głowie można poczuć się jak syrenka :P Spirulina to przede wszystkich źródło białka (ok 60%), a więc protein niezbędnego składnika budowy naszych włosów. Poza tym, zawiera szereg witamin, w tym z grupy B, A i E i kwas pantotenowy. Ja używam spiruliny hawajskiej (uprawianej przez Cyanotech Corporation), która jest najlepszą dostępną spiruliną. Pochodzi z najczystszych hodowli na pacyfiku i używa jej nawet... NASA. Podają ją do spożywania astronautom :). 


Wróćmy jednak do włosów. Do odpowiedniej dla naszych potrzeb ilości maski Kallos dodajemy sobie spirulinę. Moja jest w kapsułkach, więc otwieram jedną i wysypuję zawartość do miseczki, Mieszam sobie palcem i uzyskuję zielonkawą mieszankę. Nakładam na włosy, otulam je folią i ręcznikiem i trzymam około 10-15 minut. Zielona ma łatwo spłukuje się ze wszystkiego, więc bez obaw. 



Włosy w dotyku są jakby grubsze, bardziej mięsiste, czuć odżywienie. Są sypkie i nie przylizane. Sam Kallos puszy mi włosy, a ze spiruliną nie ma takiego efektu. Nasze włosy od czasu do czasu potrzebują takiej dawki protein, zależnie od potrzeb. Moim wystarcza to raz na 2 tygodnie.







2 komentarze:

  1. Muszę wypróbować, koniecznie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To teraz moja ulubiona maseczka :) Mam zamiar wypróbować spirulinę również na twarzy :>

      Usuń