Skład jest bogaty w minerały i pierwiastki. W błocie znaleźć można sód, wapń, krzem, żelazo, jod. magnez, potas i wiele innych. Takie bogactwo Morze Martwe zawdzięcza historii swojego powstania. W wyniku wysokiej temperatury woda wyparowywała przez tysiąclecia pozwalając minerałom i pierwiastkom na osadzanie się i akumulację.
Konsystencja jest maziowata, nie za rzadka, nie za stała, dobrze nakłada się na twarz. Zapach jest dosyć ostry, mi przypomina trochę zapach zapałek :D
Błoto przede wszystkim dobrze oczyszcza skórę. Ma również działanie złuszczające obumarłe komórki. Dobrze podsusza wszelkie niedoskonałości i domyka pory. Moja skóra wydawała się świeższa. Niestety, błoto potrafi ją również delikatnie podrażnić i podczas stosowania czuć lekkie pieczenie w niektórych miejscach, a po zmyciu widoczne może być delikatne zaczerwienienie, które znika po kilkunastu minutach. Błoto polecane jest przy problemach skórnych takich jak trądzik, egzema czy łuszczyca. Ponoć pomaga też w przypadku łupieżu i działa korzystnie na skórę głowy, jednak ja bałabym się podrażnienia i nie stosowałam jako maskę na włosy.
Błoto dobrze sprawdza się w roli oczyszczającej i podsuszającej problemy skórne. Jednak po stosowaniu musiałam używać na prawdę dużej ilości kremu by nawilżyć i uelastycznić ściągnięta skórę twarzy. Osobiście wolę glinkę Rhassoul, jakoś lepiej odpowiada mi zapach i działanie. Dodatkowo przy zmywaniu glinka działa jak peeling. Błoto polecam ze względu na bogactwo mikroelementów i działanie oczyszczające. Nie radzę stosować go jednak zbyt często z uwagi na przesuszanie.
P.S. Kupiłam dzisiaj kłącze tataraku i korzeń łopianu. Mam zamiar przyrządzić z tego wcierkę i stosować jako płukanki na wzmocnienie włosów, na którym bardzo mi zależy :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz