poniedziałek, 28 września 2015

Czy odkryłam skuteczny kosmetyk na cellulit?

Nie mogę powiedzieć, że problem cellulitu jest dla mnie jakoś szczególnie uporczywy, bo nie zmagam się z nim jakoś specjalnie, aczkolwiek i z tym co jest chciałam się rozprawić. W magiczne kremy i balsamy średnio wierzyłam, ale pozotywne opinie o Elancyl Cellu Slim słyszałam już dawno. Trochę nosiłam się z jego zakupem, bo średnia cena to 80-100zł, ale uległam, bo bardzo mnie zaintrygował.





Producent podkreśla, że skład jest innowacyjny. Znajdziemy w nim składniki, które mają pomóc w zwalczaniu tłuszczów różnej postaci, więc efektywniej zadziałają na nasz cellulit. 

  • Cekropia
  • Kofeina
  • Bluszcz
  • Xanthoxyline
  • Florydzyna 
Dodatkową innowacją, jest jego całodobowe działanie przy jednej aplikacji dziennie. Konsystencja jest przyjemna, szybko się wchłania. Zapach też niczego sobie. Nie grzeje, ani nie chłodzi po aplikacji.


Producent zapewnia o widocznych efektach już po 7 dniach. A co ja na to?

Porównanie przed i po miesiącu codziennego wcierania :)

Oszałamiajęcej różnicy nie widać ;) Największym efektem jaki zauważyłam to ujędrnienie, uelastycznienie i wygładzenie skóry. Jest odczuwalne w dotyku i widoczne gołym okiem. Choć nie mierzyłam obwodu w biodrach i udach, to mam wrażenie, że co nieco się zmniejszył. Ciężko mi jednak o dowód czarno na białym :)


Cena jest bardzo wysoka jak na 200ml produktu, które starczy nam na ponad miesiąc. Bardzo dużej zmiany nie zauważyłam, ale może osoby które bardziej borykają się z tym problemem dostrzegłyby większą różnicę. Mimo wszystko uwielbiam skórę po tym balsamie, Wygładzona, jędrna, miła w dotyku i sprężysta. Żaden balsam nie dał mi do tej pory takiego uczucia. Myślę, że kiedyś jeszcze po niego sięgnę :)


niedziela, 20 września 2015

Kosmetyki do włosów, które kompletnie się u mnie nie sprawdziły.

Dzisiejszy post dedykuję nie tyle włosowym bublom, co kosmetykom, które okazały się dla mnie rozczarowaniem, mimo wielu dobrych opinii krążących na blogach. Winą nie mogę obarczać jedynie samych produktów, wiadomo każde włosy mają swoje indywidualne wymagania. Moim nie przypadła do gustu cała poniższa trójka.


Aloesowa maska do włosów Natur Vital.
Nope, nope, nope. Moje średnioporowate włosy puszy na maksa. Nie żależnie od pogody i wilgotności. Są po niej nie do okiełznania. Szopa nieukładających się włosów. Jedynym plusem jest to, że faktycznie łagodzi skalp. Po tylu dobrych opiniach na blogach moje zaskoczenie było ogromne. Nie ma dla niej przyszłości w mojej łazience. 


Odżywka do włosów Mane'n Tail
Produkt zza oceanu. Co więcej, kosmetyk ten pierwotnie skierowany jest do pielęgnacji...grzywy konia. Swojego czasu był na nią prawdziwy szał, ponieważ wiele gwiazd Hollywood przyznało, że ich błyszczące i zdrowe włosy są zasługą właśnie tej odżywki. Wiele amerykańskich blogerek zapewniało, że jest to hit na porost włosów.  Skuszona hitem, kupiłam odżywkę, za jakieś 70zł i bardzo się rozczarowałam. W składzie nie ma nic specjalnego oprócz silikonów, oblepiających włosy ową błyszczącą warstewką. Jedynym plusem jest to, że dobrze nawilża. Tak dobrze, że wielokrotnie robi wielki przyklap. Od około roku próbuję  ją zmęczyć, ale bezskutecznie...

Aminokwasy do włosów Lactimilk
Produkt rosyjski w postaci mgiełki do włosów, której składem są hydrolizowane proteiny mleka, kolagen, keratyna, protein jedwabiu itd. Skład jest bardzo obiecujący. Jednak działania nie zauważyłam żadnego, oprócz dużego obciążenia włosów. Wymęczyłam butelkę głównie jako bazę pod nakładanie oleju.



Aktywne serum ziołowe na porost włosów Babuszki Agafii
Niestety nie posiadam już własnego zdjęcia owego serum i musiałam wesprzeć się znalezionym w internecie. Zużyłam 2 buteleczki, a efekt? Żaden. Ani nie przyspieszało wzrostu, ani nie wzmacniało włosów. Równie dobrze mogłabym wcierać zwykłą wodę ;) 


Miałyście którykolwiek z nich? Jakie kosmetyki nie sprawdziły się u was?

Zapraszam też na mojego facebooka :)


środa, 9 września 2015

Moja aktualna pielęgnacja paznokci


Paznokciowy post na blogu się już kiedyś pojawił, ale od jakiegoś czasu zmieniłam trochę ich pielęgnację. Właściwie ogranicza się ona do 2/3 kroków :) 

1. Mazidełko
Po zmyciu lakieru, bardzo ważne jest odpowiednie odżywienie płytki paznokcia. Do tego celu używam masełka z Douglasa. Odkąd je odkryłam moje paznokcie stały się jeszcze zdrowsze. 



Składniki aktywne to 

  • masło shea - pielęgnuje i regeneruje
  • proteiny jedwabiu - zatrzymują wilgoć i wzamcniają warstwę keratynową
  • wosk pszczeli - również zatrzymuje wilgoć pozostawiając na paznokciu ochronną warstwę
  • olejek Canola - zawiera niezbędne kwasy tłuszczowe, które pielęgnują płytkę paznokcia



Konsystencja jest bardzo treściwa i tłusta, przez co po nałożeniu lepiej nic nie robić i spokojnie obejrzeć ulubiony serial. Wydajność jest bardzo duża. Zużycie jest niewielkie, a stosuję masełko już od kilku miesięcy. Przy cenie 60zł to bardzo dobra wiadomość. Uwielbiam ten produkt, a stan moich paznokci jest dowodem jego skuteczności :)

2. Piłowanie odpowiednim pilniczkiem
Moje paznokcie miały tendencję to łuszczenia się od końcówek. Znalazłam na to rozwiązanie, a mianowicie odpowiedni pilniczek, który nie uszkadza ich krawędzi.


Jest to pilniczek mineralny dostępny w Hebe, za około 10zł. Jest delikatny, ale piłuje dokładnie. Nie uszkadza krawędzi, są idealnie gładkie. Do tego ma lepszą żywotność niż papierowe :)

3. Odżywka 
Jest to krok, którego nie stosuję za każdym razem. Aktualnie posiadam odżywkę z Nail Tek Intensive Therapy III. 


Jest ona dedykowana paznokciom twardym i zbyt kruchym, często również suchym. Ma ona dostarczyć im odpowiedniego nawilżenia, tak aby nie pękały i były bardziej elastyczne. Moim paznokciom zdażało się pękać przy uderzeniu o coś twardego, ponieważ były  twarde, ale kruche. Czy odżywka Nail Tek rozwiązała jednak ten problem? Nie wydaje mi się. Stawiam bardziej na masełko i jego utrzymujące nawilżenie działanie. Bardziej poleciłabym tutaj odżywki z Sally Hansen, które u mnie sprawdziły się kiedyś całkiem nieźle.


niedziela, 6 września 2015

Wrześniowe Naturalnie z pudełka - przegląd zawartości



Pewnie część z Was słyszała już o boxie z naturalnymi kosmetykami "Naturalnie z pudełka". Nigdy nie miałam styczności z takimi pudełkami-niespodziankami, ale stwierdziłam czemu nie, zobaczymy :) Poprzednie edycje wydawały się ciekawe. Część kosmetyków już przetestowałam, więc mogę napisać o nich parę zdań.

Tak prezentuje się pudełko po otwarciu. A w środku znajdziemy:

Truskawkowy peeling z porzeczką, korundem i ...
...czym się tylko chce, bo ma być dodatkiem do naszego ulubionego żelu pod prysznic lub mycia twarzy. Jest to mój ulubiony produkt z całego pudełka. Dosyć mocno zdziera i jest bardzo dokładny. Znajdują się w nim większe i bardzo małe drobiny przypominające piasek. Buzia jest po nim gładka, jak po żadnym innym peelingu, którego dotąd używałam. Rewelacja.


Krem do rąk Lavera i krem do stóp Planeta Organica

Nie przypominam sobie, bym miała kosmetyki którejkolwiek marki, chociaż spotkałam się już z nimi u innych blogerek. Krem do rąk zawiera ekstrakt z pomarańczy i rokitnika z upraw ekologicznych. Niestety jest w nim sporo alkoholu, który wyczuwam już w zapachu. Mimo wszystko nawilża dostatecznie, ale nie na długo. Szybko się wchłania, pachnie trochę jak pomarańczowa wódka :P Oceniłabym go na 3+. Krem do stóp zawiera 20% oleju arganowego, mamy tam też liść opuncji i goździki. Ma za zdanie przynieść ulgę zmęczonym stopom i faktycznie coś w tym jest. Ma działanie delikatnie chłodzące i odprężające. Przypadł mi do gustu. Dobrze pielęgnuje skórę stóp, która w moim przypadku jest dosyć sucha. 

2w1 szampon i żel pod prysznic bio IQ
Żel jest duży, ma 200ml. Używałam go narazie tylko raz, ponieważ muszę skończyć inne żele pod prysznic. Fajnie, że jest to produkt wielozadaniowy. Ciekawe jak sprawdzi się do mycia włosów. W zetknięciu ze skórą myje delikatnie, skóra jest miękka, nawilżona i czysta. Jak widzicie na opakowaniu nie zawiera silikonów, parabenów, SLS. Z polską firmą bio IQ stykam się po raz pierwszy :)


Delikatny puder myjący Make Me Bio
Jedyny z pudełka, którego jeszcze nie testowałam, więc nie mam o nim najmniejszego pojęcia. Narazie muszę wykończyć resztę kosmetyków do mycia twarzy, które posiadam. Zawiera białą glinkę, która nie jest mi obca. Ciekawi mnie :)


Próbki: peeling do twarzy i balsam od Nacomi oraz krem na noc od bio IQ
Nacomi znam tylko od strony olejów, np. arganowego, które można kupić w Hebe. Peeling jest o wiele łagodniejszy od tego opisywanego na początku. Czy nawilża? Ciężko powiedzieć, na pewno nie przesusza. Balsam pachnie przecudnie i jest bardzo treściwy. W temperaturze pokojowej jest właściwie stały. Do mnie dotarł w rozgrzanej paczce (na dworze było 35 stopni) i kiedy go otworzyłam, zawartość praktycznie całkowicie się na mnie wylała... Testowanie miałam więc natychmiastowe :D Działanie podobne ma do samego masła Shea. Natłuszcza, zmiękcza i nawilża na długo. I ten pomarańczowy zapach mmm. 
Krem na noc bardzo dobrze nawilża. Skóra rano była miękka i delikatna. Jest też mniej tłusty niż krem z Biolaven, który aktualnie używam, więc chyba się na niego skuszę w przyszłości :)

Cena pudełka to 79zł, a jak widać kosmetyków sporo i są dobrej jakości :) Dodatkowo można zawsze natknąć się na coś nowego. Nie jestem może totalnie zachwycona, ale też nie rozczarowana :) Wrześniowemu pudełku daję 4/5 :)


sobota, 29 sierpnia 2015

Moja wieczorna rutyna

Osobiście bardzo lubię oglądać filmiki przedstawiające wieczorną rutynę youtuberek. Postanowiłam zrobić podobny blogowy wpis. W większości o kosmetykach, ale nie tylko :)

Wiadomo, nie każdy wieczór wygląda tak samo, raz jest mniej czasu, raz więcej. Tak jednak mniej więcej wygląda moja podstawowa wieczorna pielęgnacja i chwila relaksu. 
Po skończonym dniu, uwielbiam zapalić sobie kilka świeczek i kominek zapachowy. Jak narazie jestem nowicjuszką, jeśli chodzi o woski, zużyłam ich dopiero około 4. Nic tak jednak nie odpręża, jak miły zapach i dobra muzyka :) Co do muzyki, to ostatnio słucham nałogowo wieczorami:



Uwielbiam Coldplay, nie zawiedli mnie jeszcze żadnym albumem. Jestem fanką muzyki, więc mogłabym tutaj pisać godzinami czego jeszcze słucham. Bez niej nie wyobrażam sobie dnia. Jest też jedyną skuteczną poprawą mojego humoru, motywacją i zastrzykiem energii :)

Kominek odpalony, pora na demakijaż. Zwykle używałam płynów micelarnych z Biedronki, jednak odkąd zmienili opakowanie i może też skład, strasznie szczypią mnie w oczy. Przestawiłam się na znany już płyn z Garniera.
Po dokładnym demakijażu przychodzi czas na hydrolat oczarowy, o którym już pisałam.

Przecieram nim dokładnie całą twarz. Usuwa pozostałości makijażu, oczyszcza, tonizuje, przyspiesza gojenie się ranek. Czasami moja skóra lekko się zaczerwienia, ale po 5 minutach wraca do normalnego koloru.


Od niedawna zaczęłam używać typowego kremu na noc. W mojej pielęgnacji brakowało mi czegoś treściwego i odżywczego. Mój wybór padł na krem do twarzy na noc od Biolaven (a właściwie Sylveco) zawierający olej z pestek winogron i olejek lawendowy. Ma przyjemny lawendowy zapach. treściwą konsystencję, jest dosyć tłustawy, więc na noc akurat. Dobrze odżywia, skóra rankiem ma ładny kolor, nie jest szara i wysuszona, jak to w moim przypadku niekiedy bywało. Stosuję go również na szyję. Tubeczka jest mała, ale jest bardzo wydajny. Na pewno coś jeszcze o nim napiszę w przyszłości.


Jeśli mam taką potrzebę lub kaprys, zamiast kremu lubię użyć paru kropel olejku. Akurat mam olej z awokado, który stosuję również do włosów. Oleje dobrze radzą sobie z przesuszeniami lub bliznami.


Pod oczy zarówno na noc, jak i na dzień krem z Eveline. Zawiera kwas hialuronowy i jest na prawdę dobry. Nawilża, nie podrażnia, jest wydajny. Ma działanie rozświetlające, dlatego może lepiej nadaje się na dzień. Dobrze trzyma się na nim korektor pod oczy. Na noc nakładam nieco grubszą warstwę.


Powoli zbliżamy się do końca pielęgnacji wieczornej. Na koniec serum do rzęs 4 Long Lashes. Stosuję je już od dawna, jest wydajne, chociaż wiem, że skład nie jest najzdrowszy. Efekt w postaci dłuższych i podkręconych rzęs jest widoczny. Jest już tyle postów na ten temat, że nie chciałam robić osobnego. 

Alternatywnie, albo w duecie z serum, rzęsy smaruję również zawartością kapsułek. Są tak uniwersalne, że włąściwie stosuję je do paznokci, dodaję do oleju do włosów, punktowo na twarz. Odżywka zawiera olejek rycynowy, olejek z wiesiołka, olejek z ogórecznika lekarskiego, olejek z drzewa herbacianego i witaminę A+E. Polecam, jest ich dużo i są wydajne. 

Na sam koniec balsam do ust. Nakładam grubą warstwę do wchłonięcia przez noc. Moje usta szybko się przesuszają. Peeling i balsam to podstawa. 

Ostatnim punktem jest wcierka do włosów. Wcierki uwielbiam i używam jakiejś przez cały czas, ale o tym w kolejnym włosowym poście.
Całość zajmuje mi około 10 minut i niezależnie od godziny czy zmęczenia wykonuję całą rutynę codziennie. Nie miewam problemów z systematycznością, weszło mi to już w nawyk :) 

Po skończeniu pielęgnacji pora na odrobinę rozrywki i relaksu. Zależnie od humoru, oglądam serial, czytam książkę lub blogi, albo gram w gry komputerowe :D Uwielbiam to, relaksuje mnie i absolutnie nie uważam, że to strata czasu!



Elementem obowiązkowym jest herbatka w ulubionym kubeczku z Pepco :) Odkąd dostałam pod choinkę Kindle, książki czytam już praktycznie tylko w taki sposób. Chociaż uwielbiam wersje papierowe, to jednak Kindle pozwala mi na posiadanie tylu książek ile chcę i zaoszczędzeniu miejsca. W moim wynajmowanym pokoiku są raptem 2 półki, więc to kluczowe. Dodatkowo w czasie podróży nie muszę ograniczać się do jednej książki.

Jak wygląda wasza wieczorna rutyna? :)