sobota, 29 sierpnia 2015

Moja wieczorna rutyna

Osobiście bardzo lubię oglądać filmiki przedstawiające wieczorną rutynę youtuberek. Postanowiłam zrobić podobny blogowy wpis. W większości o kosmetykach, ale nie tylko :)

Wiadomo, nie każdy wieczór wygląda tak samo, raz jest mniej czasu, raz więcej. Tak jednak mniej więcej wygląda moja podstawowa wieczorna pielęgnacja i chwila relaksu. 
Po skończonym dniu, uwielbiam zapalić sobie kilka świeczek i kominek zapachowy. Jak narazie jestem nowicjuszką, jeśli chodzi o woski, zużyłam ich dopiero około 4. Nic tak jednak nie odpręża, jak miły zapach i dobra muzyka :) Co do muzyki, to ostatnio słucham nałogowo wieczorami:



Uwielbiam Coldplay, nie zawiedli mnie jeszcze żadnym albumem. Jestem fanką muzyki, więc mogłabym tutaj pisać godzinami czego jeszcze słucham. Bez niej nie wyobrażam sobie dnia. Jest też jedyną skuteczną poprawą mojego humoru, motywacją i zastrzykiem energii :)

Kominek odpalony, pora na demakijaż. Zwykle używałam płynów micelarnych z Biedronki, jednak odkąd zmienili opakowanie i może też skład, strasznie szczypią mnie w oczy. Przestawiłam się na znany już płyn z Garniera.
Po dokładnym demakijażu przychodzi czas na hydrolat oczarowy, o którym już pisałam.

Przecieram nim dokładnie całą twarz. Usuwa pozostałości makijażu, oczyszcza, tonizuje, przyspiesza gojenie się ranek. Czasami moja skóra lekko się zaczerwienia, ale po 5 minutach wraca do normalnego koloru.


Od niedawna zaczęłam używać typowego kremu na noc. W mojej pielęgnacji brakowało mi czegoś treściwego i odżywczego. Mój wybór padł na krem do twarzy na noc od Biolaven (a właściwie Sylveco) zawierający olej z pestek winogron i olejek lawendowy. Ma przyjemny lawendowy zapach. treściwą konsystencję, jest dosyć tłustawy, więc na noc akurat. Dobrze odżywia, skóra rankiem ma ładny kolor, nie jest szara i wysuszona, jak to w moim przypadku niekiedy bywało. Stosuję go również na szyję. Tubeczka jest mała, ale jest bardzo wydajny. Na pewno coś jeszcze o nim napiszę w przyszłości.


Jeśli mam taką potrzebę lub kaprys, zamiast kremu lubię użyć paru kropel olejku. Akurat mam olej z awokado, który stosuję również do włosów. Oleje dobrze radzą sobie z przesuszeniami lub bliznami.


Pod oczy zarówno na noc, jak i na dzień krem z Eveline. Zawiera kwas hialuronowy i jest na prawdę dobry. Nawilża, nie podrażnia, jest wydajny. Ma działanie rozświetlające, dlatego może lepiej nadaje się na dzień. Dobrze trzyma się na nim korektor pod oczy. Na noc nakładam nieco grubszą warstwę.


Powoli zbliżamy się do końca pielęgnacji wieczornej. Na koniec serum do rzęs 4 Long Lashes. Stosuję je już od dawna, jest wydajne, chociaż wiem, że skład nie jest najzdrowszy. Efekt w postaci dłuższych i podkręconych rzęs jest widoczny. Jest już tyle postów na ten temat, że nie chciałam robić osobnego. 

Alternatywnie, albo w duecie z serum, rzęsy smaruję również zawartością kapsułek. Są tak uniwersalne, że włąściwie stosuję je do paznokci, dodaję do oleju do włosów, punktowo na twarz. Odżywka zawiera olejek rycynowy, olejek z wiesiołka, olejek z ogórecznika lekarskiego, olejek z drzewa herbacianego i witaminę A+E. Polecam, jest ich dużo i są wydajne. 

Na sam koniec balsam do ust. Nakładam grubą warstwę do wchłonięcia przez noc. Moje usta szybko się przesuszają. Peeling i balsam to podstawa. 

Ostatnim punktem jest wcierka do włosów. Wcierki uwielbiam i używam jakiejś przez cały czas, ale o tym w kolejnym włosowym poście.
Całość zajmuje mi około 10 minut i niezależnie od godziny czy zmęczenia wykonuję całą rutynę codziennie. Nie miewam problemów z systematycznością, weszło mi to już w nawyk :) 

Po skończeniu pielęgnacji pora na odrobinę rozrywki i relaksu. Zależnie od humoru, oglądam serial, czytam książkę lub blogi, albo gram w gry komputerowe :D Uwielbiam to, relaksuje mnie i absolutnie nie uważam, że to strata czasu!



Elementem obowiązkowym jest herbatka w ulubionym kubeczku z Pepco :) Odkąd dostałam pod choinkę Kindle, książki czytam już praktycznie tylko w taki sposób. Chociaż uwielbiam wersje papierowe, to jednak Kindle pozwala mi na posiadanie tylu książek ile chcę i zaoszczędzeniu miejsca. W moim wynajmowanym pokoiku są raptem 2 półki, więc to kluczowe. Dodatkowo w czasie podróży nie muszę ograniczać się do jednej książki.

Jak wygląda wasza wieczorna rutyna? :)



sobota, 8 sierpnia 2015

Hydrolaty - co to i jakie ma zastosowanie

Po raz pierwszy o hydrolatach usłyszałam jakiś rok temu. Włączyłam je do codziennej pielęgnacji cery i są ze mną do teraz. 

A co to takiego hydrolat?
Hydrolaty to inaczej wody kwiatowe. Bezbarwne ciecze otrzymywane w procesie destylacji fragmentów roślin. Drugim produktem takiej destylacji są olejki eteryczne. Hydrolaty zawierają cenne składniki występujące w roślinach z których są zrobione, dzięki czemu mają działanie pielęgnacyjne. Działanie owo jest zróżnicowane i zależy od rośliny, ale dla każdej cery znajdzie się coś odpowiedniego. 

Jak używam hydrolatów?
Osobiście głównie jako toników, rano, wieczorem, czy kiedy mam na to ochotę. Nie rozcieńczam ich wodą, bo nie ma takiej potrzeby, chyba, że jest się posiadaczką bardzo wrażliwej cery - w tym wypadku lepiej uważać szczególnie z tymi o działaniu oczyszczającym. 
Hydrolatów można używać też jako odświeżającej mgiełki, na takie upały w sam raz! Wystarczy przelać do buteleczki z atomizerem.
Hydrolaty mogą być też stosowane w kremach własnej roboty, ale jak todąt nie mam z tym większego doświadczenia.

Jakich hydrolatów używałam jak dotąd?
Narazie 3: z róży bułgarskiej, oczaru i kwiatu pomarańczy. 
Hydrolat z róży bułgarskiej - polecany jest do cery suchej, delikatnej, wrażliwej i naczyńkowej. Ja stosuję go ze względu  na zapach (cudowny!) i działanie kojące. Elminuje zaczerwienienia, nawilża, zmiękcza skórę. Buzia jest gładka i zregenerowana

Hydrolat oczarowy - najlepiej sprawdza się z cerą skłonną do wyprysków. Ma działanie oczyszczające, ściągające i przeciwzapalne. Reguluje wydzielanie sebum i sprawia, że wypryski są pod kontrolą. Bardzo dobrze radzi sobie z trzymaniem mojej cery w ryzach. Przy stosowaniu leciutko piecze, ale nie podrażnia, chociaż  wrażliwe cery powinny uważać. Zapach raczej nieprzyjemny, lekko bagienny.

Hydrolat z kwiatu pomarańczy gorzkiej - kolejny o działaniu ściągającym i antybakteryjnym, redukuje wydzielanie sebum. Działanie podobne do hydrolatu oczarowego, zapach niestety nie kojarzy się z pomarańczą, ale wypróbuję jeszcze hydrolat ze słodkiej pomarańczy :)

Inne hydrolaty?
Jest ich cała gama: jaśminowy, lawendowy, miętowy, rumiankowy... Duży wybór znajdziecie na Zrób Sobie Krem. Sama tam zamawiałam i na pewno przetestuję też inne. Jak dla mnie hydrolaty całkowicie wyparły drogeryjne toniki.




czwartek, 6 sierpnia 2015

Peeling do twarzy od Agafii

Dzisiaj pora na kolejną recenzję. Mam nadzieję, w weekend wstawie jakiś post pielęgnacyjny, bo zrobiło się trochę monotonnie z tymi recenzjami :)

Wszyscy wiemy jak ważny dla skóry jest peeling. Usuwamy martwy naskórek, zanieczyszczenia, przygotowujemy cerę na dobroczynne działanie maseczek i kremów. Jak dotąd bardzo lubiłam peeling szczoteczką do twarzy. Sama mogę regulować jego intensywność przez większy lub mniejszy nacisk szczoteczki na skórę. Od jakiegoś czasu szukałam jednak peelingu, który mogłabym używać na zmianę, by szczoteczka za bardzo nie podrażniła cery używana zbyt często. Lubię zarówno peelingi enzymatyczne, jak i mechaniczne, chociaż mechaniczne chyba nieco bardziej :) Podczas robienia zakupów w sklepie Triny.pl w oko wpadł mi peeling ryżowy od Agafii. Bardzo przypadł mi do gustu, a poniżej moje spostrzeżenia :)



Tym razem zacznijmy od opakowania, bo jest prawdziwą wisienką na torcie dla estetyków :) Plastikowy słoiczek zamknięty jest w zdobionym kartoniku. Zarówno kolory, jak i design opakowania sprawia, że prezentuje się elegancko i możnaby pomyśleć, że jest to produkt droższy niż jest na prawdę. Kartonik otwiera się w ciekawy sposób i widzimy...

mnóstwo cyrylicy :) Rozumiejąc co nieco mogę powiedzieć, że opisane jest ekologiczne pochodzenie składników naturalnych, ich rola i zbawienne działanie dla naszego piękna :) Opakowanie pełne niespodzianek :)




W składzie między innymi jest sól, puder ryżowy, proteiny ryżowe i olej lniany i olej z irysa syberyjskiego. 
Pachnie bardzo delikatnie, ciężko mi ten zapach sprecyzować...kwiatowo-pudrowo? :D Peeling ma postać gęstej papki, trochę jak kleik ryżowy, drobiny są wyraźnie wyczuwalne. Słony smak, jeśli trafi do ust, nieco psuje cały relaks, więc lepiej  uważać. Przy pierwszym stosowaniu przez myśl przemknęło mi czy owa sól nie podrażni i nie zaszczypie. Nic takiego się nie stało, buzia po użyciu jest gładka i miękka. Co do głównej funkcji peelingującej - jest dobrze, ale mogłoby być jeszcze lepiej, niektórych suchych skórek, szczególnie na brodzie nie usuwa dokładnie. Może to mój błąd, a może mogłoby być więcej drobinek. 



Jest dobrze, ale pozostawia lekki niedosyt. Postaram się jeszcze nad nim popracować i może uda mi się wykorzystać jego potencjał :) Cena to ok 17,50zł za  100ml. Wydajność jak widać spora. Ostateczna ocena to: przyjemny, ale nie must-have. 

Miałyście? Jaki peeling polecacie?