czwartek, 26 lutego 2015

Recenzja: Północne Mydło Detoksykujące


Chwilę nie było mnie na blogu, ale już powracam z całą masą recenzji i spostrzeżeń. Jak pisałam wcześniej, zabrałam się za porządne oczyszczanie mojej cery i nadanie jej zdrowego wyglądu. Nie od dziś wiadomo, że oczyszczając można skórę narazić na przesuszenie, przez co wygląda jak szary papier, a niedoskonałości wyskakują jeszcze częściej. Aby uniknąć takich sytuacji postawił na naturę :) Dzisiaj parę słów o mojej przygodzie z czarnym Północnym Mydłem Detoksykującym, które zakupiłam na Skarby Syberii


Opakowanie jest po prostu śliczne. Zarówno papierowy kartonik, jak i plastikowy słoiczek prezentują się bardzo estetycznie. Do mydła dołączona jest czarna gąbeczka, którą nakładamy i rozprowadzamy
produkt, masując naszą buzię. Gąbeczka ma taką właściwość, że gdy wyschnie staje się całkowicie sztywna. Jak lekki kawałek pumeksu. Gdy namoczymy ją wodą, znowu jest mięciutka. Zapobiega to rozwojowi bakterii.




Sama natura. Środkiem myjącym jest tu Sodium Cocoyl Isethionate, a nie żaden nieprzyjazny, wysuszający SLS. W składzie mamy pełno ekstraktów z rosnących dziko syberyjskich roślin lub upraw organicznych. Bohaterem głównym jest jednak węgiel aktywowany, który absorbuje zanieczyszczenia i toksyny. Olej z rokitnika, który również jest wysoko w składzie, ma działanie zmiękczające, antybakteryjne i jest przeciwutleniaczem. Poza tym znajdziemy:
  • ekstrakt z igieł cedru syberyjskiego (nawilża i wzmacnia, zawiera wit. E)
  • ekstrakt z igieł świerku syberyjskiego (działanie antybakteryjne)
  • ekstrakt z cytryńca dalekowschodniego
  • olej z  pestek malin (przyspiesza odnowę komórek, uelastycznia)
  • sok z brzozy (nawilża, regeneruje, rozjaśnia)
  • ekstrakt z borówki brusznicy
Skład bardzo przyjemny. Mydło zaleca się używać 1 lub 2 razy w tygodniu. Uczucie oczyszczenia jest odczuwalne. Przy czym nie czuć żeby skóra była nadmiernie ściągnięta i wręcz piszczała o nawilżenie. Ściągnięcie jest lekkie i trochę kremu wystarcza by minęło. Skóra jest miękka w dotyku, pory bardziej oczyszczone, a niespodzianki nie wyskakują, lub wyskakują rzadziej i delikatniej.
No i zapach! Pachnie marcepanem :)
Poużywałam je już z 3 tygodnie, więc pora na obiektywną opinię :)


Cena produktu normalnie jest bardzo wysoka (od 40 do 60zł) jak na mydło, choć wydajność jest bardzo bardzo duża. Moje oczekiwania były wysokie i zostały w dużej mierze spełnione. Skóra jest bardzo dobrze oczyszczona, poznikała większość zaskórników i "czarnych kropek". Myślę, że mydłu pomogłoby w działaniu dodatkowe otworzenie porów, np. robiąc mini saunę dla twarzy. Mam zamiar to wypróbować. Podsumowując, nie pamiętam, by od okresu dojrzewania moja skóra była tak oczyszczona z zaskórników i miała wyrównany koloryt. Przebarwienia po niespodziankach znikają o wiele szybciej. Jestem bardzo zadowolona z efektu i polecam na wypróbowanie. Trafiając na promocję, czy rabat, cena nie przeraża w stosunku do wydajności :)





wtorek, 10 lutego 2015

Miesiąc hula hop challenge!

Dzisiaj krótkie podsumowanie mojego hula hop challenge :) Cięęęężko było z motywacją, ale jakoś się udało ćwiczyć w miarę regularnie. Przypominam, że kręciłam w schemacie:
1-2 tygodnie: 3 dni x 20 minut
reszta: 5 dni x 30/45 minut


Przy czym, jednak częściej wychodziło 20/25 minut. 
Na starcie wyglądało to tak:




06.01.2015
Obwód talii: 73cm
Obwód w boczkach: 78,5cm

A po miesiącu wygląda to tak:
6.02.2015
Obwód talii: 69cm
Obwód w boczkach: 79cm

Jak widać w talii ubyło (4cm!), a w boczkach minimalnie przybyło ;D Chyba tłuszczyk zjechał w dół xD Chociaż może to być też niepewność pomiaru. Wcięcie w talii stało się zdecydowanie bardziej widoczne i na prawdę czuję się z tym dobrze :)
Oczywiście, samo hula hop nie wystarcza i unikałam dodatkowo słodyczy i fast foodów, co nie oznacza, że raz na jakiś czas nie podjadłam. Przyznam, że efekt jest widoczny, i namacalny, więc postaram się kontynuować wytrwale :) W dalszym ciągu zachęcam do przyłączenia się!


sobota, 7 lutego 2015

Aktualizacja włosów: luty 2015



Wiem, że styczniowa aktualizacja została bezczelnie przeze mnie ominięta, ale jakoś tak wyszło :) Tak więc, po 1,5-miesięcznej przerwie pora opowiedzieć o nich parę słów.

Na zdjęciu naolejowane na noc oliwą z oliwek. Wymyte szamponem Pharmaceris H-Stimupurin., poczym nałożyłam aloesową maskę Natur Vital, która bardzo je zmiękczyła i wygładziła. Szczerze mówiąc trochę przyklapły u nasady. 



W tym czasie stosowałam:
Olej: lniany, oliwa z oliwek, czasami arganowy
Wcierka: Seboradin Men, Joanna rzepa (ampułki - jak narazie tylko 1 opakowanie = około 1,5 tygodnia kuracji)
Szampon: Pharmaceris H-Stimupurin - dalej to samo opakowanie, jest BARDZO wydajny
MaskaAktywator Wzrostu Włosów, aloesowa Natur Vital, Kallos Latte wzbogacany o spirulinę, cynamon i imbir
Odżywki: (nie po każdym myciu) Mane'n'Tale, Nivea Hydro Care, CC Med - wykańczam zapasy
Serum na końcówki: Biovax A+E
Suplementy: spirulina, biotyna, witamina B6, siemię lniane, jeszcze przez połowę stycznia skrzyp i pokrzywa
Grzywka sięga już poza brodę :)


Przyrost: ok. 2cm w ciągu stycznia nie jest złym wynikiem, ale mogłoby być lepiej, zwłaszcza, że stosowałam rosyjską łopianową maskę Aktywator Wzrostu Włosów i liczyłam na coś więcej, ale więcej wypowiem, się w następnym poście. 
Wypadanie ustało do normy. Najbardziej cieszącą mnie kwestią jest wysyp baby hair, który zawdzięczam już 3 miesiącem używania Seboradin Men i Pharmaceris H-Stimupurin, możliwe, że i biotyna sie do tego przyczyniła. Ciężko jest uchwycić je na zdjęciu, ale wygląda to mniej więcej tak:


Mniejszych bejbików jest jeszcze więcej, ale ciężko samemu zrobić dobre ujęcie :D

W tym miesiącu pora wypróbować miodowo-ziołowe ampułki babuszki Agafii na wzmocnienie i wzrost oraz aminokwasy do włosów kupione na Skarby Syberii :) Myśle, że powrócę również do picia drożdzy, które dawały mi zawsze dobre efekty. To będzie już 3 drożdżowa kuracja :D






środa, 4 lutego 2015

Testowanie podkładów mineralnych Annabelle Minerals.

Niedawno naszła mnie ochota na wypróbowanie podkładów mineralnych. Chciałam zobaczyć, czy różnica jest faktycznie aż tak znaczna. Miałam dość ciężkich podkładów, które z ulgą zmywałam wieczorem z twarzy, a przez cały dzień czułam, że skóra się pod czymś dusi. Postawiłam na podkłady mineralne z Annabelle Minerals.

Jaki jest skład podkładów mineralnych? Naturalny :). 100% składników mineralnych. A składniki są jedynie... 4 :)  Mica, Titanium Dioxide, Zinc Oxide, Iron Oxide, Ultramarines. Podkłady nie zapychają, działają przeciwbakteryjnie i łagodzą podrażnienia. Posiadają filtry UVA i UVB. Nie są też testowane na zwierzętach. Brzmi bardzo przyjaźnie, czyż nie? :) 

Ogólnie podkłady występują w 3 wariantach: rozświetlające, matujące i kryjące. Ja wybrałam po 2 kolory matujących i kryjących. Są to kolory golden light i golden fair.
Golden light od razu okazał się być nieco za ciemny jak na zimę, ale wykorzystam latem, lub jako ciemniejszy brąz do konturowania. Natomiast golden fair jest strzałem w dziesiątkę.  W obu wersjach, matującej i kryjącej, kolory jak na moje oko nie różnią się wcale.


Tak jak pisałam, golden light jest za ciemny, więc w grze zostały tylko odcienie golden fair. Oba podkłady: kryjący i matujący, starałam się poużywać przez tydzień, aby zaobserwować różnicę i zobaczyć, który nadaje się dla mnie lepiej. 

Wersja matująca przypadła mi do gustu bardziej niż kryjąca. Miałam wrażenie, że podkład kryjący nieco ważył się na twarzy i bardziej uwydatnia pory. Podkład matujący daje przyjemne pudrowe wykończenie. Do pokrycia całej twarzy wystarczy na prawdę niewiele, produkt jest na bardzo wydajny i myślę, że pełnowymiarowe opakowanie starczy mi długo. Dobrze wtapia się w skórę. Podkład matuje na ok. 5 godzin, co nie jest złym wynikiem. Po 5 godzinach trzeba go jednak poprawić. Najważniejsze: nie czuć go na twarzy! Ani trochę. a stan cery polepszył się, dzięki cynkowi w składzie. Pory nie są zapchane, przebarwienia znikają szybciej, a niespodzianki nie wyskakują. Jak to bywa z sypkimi podkładami, podkreśla suche skórki, więc niezbędny jest regularny peeling i dobre nawilżenie. 


Podsumowując, jestem zdecydowana na pełną wersję matującego golden light i czuję, że stanie się on moim ulubionym kolorowym i NATURALNYM kosmetykiem. W przyszłości mam też plan wypróbowania róży z oferty Annabelle Minerals, bo kolory mają całkiem całkiem ;)

I jeszcze zajawka, co przyszło do mnie dzisiaj w paczuszce ze Skarbów Syberii;
Maska dziegciowa, maska do włosów 7 ziół, mydło cedrowe, biała glinka do mycia ciała, marokańska glinka, aminokwasy do włosów, krem z zieloną herbatą, ampułki do włosów na wzmocnienie i porost oraz północne mydło detoksykujące.  Już nie mogę doczekać się kiedy wypróbuję wszystkie te cuda :)) Jak widać zabrałam się ostro za oczyszczanie skóry. Jestem bardzo ciekawa efektów.